– Chciałbym, żebyś przejęła po mnie biznes – mówi ojciec do córki.
– Tato, ale ja nie chcę. Mnie to nie interesuje, to zupełnie nie moja bajka – odpowiada córka.
Tak czasem wyglądają rodzinne rozmowy przedsiębiorcy z dorosłą córką, lub z synem. Dlaczego tak się dzieje, że czasami dzieci nie chcą przejmować biznesu po rodzicach? Czy dzisiejsi 50-cio 60-latkowie będą mieć kłopot z sukcesją? Czy po dziesiątkach lat aktywnej i ciężkiej pracy przyjdzie czas na sprzedanie biznesu, lub oddanie go w zarząd najemnym menadżerom? Dlaczego dzieci przedsiębiorców mówią „nie” wchodzeniu w rolę szefa firmy?
Żeby odpowiedzieć na to pytanie przyglądnijmy się na początek pokoleniowym potrzebom i wartościom, które wpływają na to, że polscy przedsiębiorcy i ich dorosłe dzieci mogą inaczej podchodzić do rodzinnej sukcesji.
Obecni 60-latkowie należą do pokolenia, które socjologowie definiują jako baby boomers (urodzeni w latach 1946–1964), a ich dorosłe dzieci mające po około 25-30 lat to pokolenie Y ( urodzeni w latach 1979–1995). Z kolie 50-latkowie to przełom pokolenia boomersów i generacji X (urodzeni w latach 1964–1979), a ich dzieci to 20 latkowie, lub młodsi nazywane są przez socjologów pokoleniem Z lub Millenialsami (urodzeni po 1995 roku).
Co motywowało boomersów i pokolenie ‘X” do zakładania i rozwijania swoich własnych biznesów?
Dlaczego to robili?
Przełom lat 80-tych i 90-tych był czasem, który „boomersi” i pokolenie „X”-ów poświęcało swój na to, żeby „żyć godnie”. Pokolenie ich rodziców urodzone w czasach II wojny światowej, lub tuż po niej znoszące (po)wojenne niedostatki i biedę, przeżywające lęki i radzące sobie z codziennością, pozostawiło w ich umysłach determinację do tego, żeby żyć inaczej. Ich dzieciństwo więc przepełnione było opowieściami rodziców o problemach wojennych i życiowej traumie. A oni, jako ich dzieci chcieli niezależności, samodzielności. Paszporty, otwarte granice, rozwijająca się wymiana handlowa i otwierający się polski rynek był dla nich szansą. Nie chcieli żyć w biedzie i w lęku – chcieli być bogaci więc poświęcali się pracy właściwie bezgranicznie. Zainwestowali swój czas i energię, żeby krok po kroku, tak jak umieli i potrafili, powiększać swoje majątki, wpływy środowiskowe i aby realizować swoje cele. Poza rozwojem firm przełamywali narodowe stereotypy. To oni potrzebowali zmierzyć się z przekonaniami, że „Polak to ofiara”, która cierpi i potrzebuje litości i zastępowali to przekonaniem, że „Polak to spryciarz” – czyli ktoś kto jest zaradny, potrafi się odnaleźć, „wstrzelić” i potrafi dostrzegać potrzeby innych osób. To właśnie to pokolenie, żeby odważnie działać musiało przestać żyć w przekonaniu, o tym, że jesteśmy „gorsi”, „niewystarczający”, „niezaradni”. Myślenie, „stój w kącie, a znajdą cię”, „nie ma się co wychylać”, albo, że „trzeba znać swoje miejsce w szeregu” nigdy nie pozwoliłoby im odnieść sukcesu. Gdyby mentalnie nie wyszli z roli narodowej ofiary i nie zaczęli działać ich sukces byłby niemożliwy.
Praca jest najważniejsza
Tematy biznesowe zajmowały czas i życie domowe. Żyło się firmą, podczas rodzinnych spotkań, kontaktów ze znajomymi. Życie płynęło w rytm celów o byciu lepszym, bardziej konkurencyjnym, doskonalszym – tak rodzinną atmosferę podkreślają dzieci boomersów i rodziców z pokolenia „X” wychowane w rodzinach przedsiębiorców. Przedsiębiorcy ułatwiali swoim dzieciom zarabianie pierwszych pieniędzy ucząc ich odpowiedzialności dając możliwości zarobkowania we własnych firmach. Wiedzieli, że dawanie dzieciom pieniędzy nie zastąpi umiejętności ich zarabiania. Pomagali i uczyli, licząc na to, że ich dzieci będą kontynuowały biznesowe dzieła ich życia.
Łatwy sukces początku lat 90-tych wkrótce zamienił się w szkołę życia. Trzeba było mierzyć się z całą serią kryzysów. ( 1998 – kryzys rosyjski , 2002 – kryzys po wydarzeniach WTC w Nowym Yorku , 2007 – światowy kryzys finansowy). Te doświadczenia sprawiły, że przedsiębiorcy zaczynali rozumieć, że rynek nie jest i nie będzie stabilny. To, że świat jest niestabilny szybko zrozumiały również ich dzieci i swój świat wartości zaczęły budować na zupełnie innej bazie mentalnej.
Dzieci chcą żyć inaczej niż ich rodzice – Tato, Mamo nie chcę być taki jak Wy.
Sukcesy biznesowe boomersów i „X”-ów okupione były olbrzymim zaangażowaniem. Za sukces często płacono kosztem jakości życia rodzinnego. Pokolenie „Y”–ków dorastające na przełomie XX i XXI wieku wiedziało już, że rynek przynosi różne niespodziewane okoliczności i wyzwania. Jednak dla nich – odmiennie jak dla ich rodziców to nie stan posiadania, ale to czego doświadczają i jak sami postrzegają własne życie stanowić zaczęło wartość. Stali się bardziej pewni siebie i lepiej wykształceni niż ich rodzice. Ponadto byli gotowi na zmiany (branży, zajęcia, miejsca zamieszkania) i znacznie bardziej chcieli być „w zgodzie ze sobą”.
Z kolei dla pokolenia „Z” to nie kariera, ani stan posiadania są istotne. I nie ma w tym nic dziwnego, bo urodzili się w czasach obfitości. W większości wychowywani byli niemal bezstresowo, często dostając to, czego chcieli, byli rozpieszczani, w związku z czym nie ma w nich pokory. „Zetki” uważają, że wszystko im się należy, podczas gdy ich rodzice zmagali się z pytaniem „czy zasługują na to, żeby coś mieć”. Technologia rosła wraz z nimi, a media społecznościowe pełniły rolę naturalnego otoczenia w którym dorastali. Podróże, zmienianie miejsca pobytu i rozwój są dla pokolenia „Z” tak naturalne jak praca po godzinach dla ich rodziców.
Pałeczka wypada z rąk
Pokoleniowe roszady w rodzinnych biznesach czasem kończą się bezkrólewiem, któremu towarzyszy brak akceptacji, irytacja i złość nestorów rodów na postawę i zachowania swoich dzieci.
Boomersi nie akceptują tego, że ich dzieci z pokolenia „Y” są bardziej niezależne i mają własne zdanie i pomysł na siebie, czasem odrzucając rodzinną posadę i władzę w rodzinnym przedsiębiorstwie.
Z kolei dla rodziców z pokolenia „X” ceniących sobie przywiązanie do marki i dążenie do stabilności problemem jest zaakceptowanie ciągle zmieniających zdanie i poszukujących innej drogi dorosłych dwudziestolatków, którzy chcą wypróbowywać nowych dróg życiowych zamiast wchodzić w wymyślone przez ich rodziców biznesowe schematy i pomysły.
W czym więc tkwi problem z sukcesją ? W zupełnie innych wartościach i postrzeganiu świata.
Przedsiębiorcy szukający sukcesji przez lata chcieli „być kimś” , podczas gdy ich dorosłe dzieci bardziej „chcą być sobą”. Dlatego właśnie zamiast „być kimś” (dyrektorem, prezesem, właścicielem, ważną i szanowaną osobą czy autorytetem ) wolą „być sobą”, czyli twórcą własnych treści, myśli, idei.
Na jakich warunkach, a raczej w jakich okolicznościach może więc dojść do rodzinnej sukcesji? Jest ona możliwa tylko wtedy, gdy nestor zaakceptuje, że firma pod przywództwem jego syna lub córki może ulec całkowitej przebudowie w zakresie kultury organizacyjnej, w zakresie produktowej czy wręcz w sytuacji rezygnacji z części dotychczasowych działań na rzecz nowych, innych wartości i celów biznesowych.